i miłości kilkakrotnie dostrzegał matkę z lorgnon przy oczach, wyprostowaną, ironiczną, mówiącą coś bez oglądania się na towarzystwo. Do kogo mówiła, kto jej słuchał? Matrony pozapadały gromadkami w przepaściste kanapy, oddawały się wspomnieniom, plotkom, dziewczyny hasały w objęciach tancerzy, starsi panowie - przy tokaju - solidarnie milczeli. Adam - wsparłszy głowę na ręku - drzemał, a ona mówiła. Czy słyszała sama siebie? Czy rozumiała? Władysław wytężał ucho, by pochwycić choć jeden wyraz dziwacznej mowy... <br>Nad ranem - firanki nasiąkały już bladością. <br>Zatęsknił nagle do Jadwigi, która gdzieś w weselnej ciżbie przepadła. Szukał jej po sypialniach. W pokoju Steni, zawalonym paltami gości, pod toaletą prababki, płakała w