bo tonęło w zieleni, którą uwielbiała mama. A że miała tak zwaną "rękę do kwiatów" mieszkaniowa flora pod jej opieką rozwijała się bujnie i obficie. Oprócz sezonowych bukietów były to również, hodowane w licznych donicach, kaszpotach i żardinierach, asparagusy, lilie ipalmy. Jedna z nich zwłaszcza, ogromna palma - kencja, była przedmiotem dumy maminej i istnym pomnikiem pokojowej przyrody. Rozpościerała swe rozłożyste liście - gałęzie niczym strumienie zielonej fontanny tryskające z wielkiej ludwikowskiej żardiniery nad jedną trzecią chyba powierzchni ogromnego salonu. Palma ta (były i inne, mniejsze i mniej lubiane) stanowiała przedmiot szczególnej troski mamy i jej osobistych zabiegów, jak: podlewanie, odkurzanie, mycie, nawożenie