wypadło ich więcej. Coraz to nowe dobiegały i pólko zamieniało się w wielką salę uczty. Podskakiwały, toczyły się i zamierały w bezruchu.<br>Wierzyłem, że rozmawiały, śmiały się i tańczyły. Patrząc na to, staliśmy się dziećmi. Szukaliśmy wśród królików jeszcze czegoś... Może wróżki, co zaklęła ten zakątek w ciszę, może małych duszków lub krasnoludków w czerwonych czapeczkach...<br><tit>8.8.1943</><br>Niedziela. Rano na mszy w kościele. Doskonałe kazanie. Tutejszy proboszcz, ten grand hiszpański "z domu", posiada tę kulturę, której zazdroszczę im zawsze, gdziekolwiek stykam się z francuskim klerem. Odważne i mocne kazanie, zdecydowanie antytotalitarne. Wspaniały styl, precyzja i umiejętność powiedzenia tylu rzeczy