tam, po tamtej stronie muru, a wyrzucone razem do tego monstrualnego lamusa, przywierają do siebie zdumiewająco, zazębiają się niespodzianie, tworzą nowy zbiorowy organizm, funkcjonujący według jakieś innej, nie pomyślanej po tamtej stronie wytycznej.<br> Dnie za dniami zmieniają się nieprzerwanie, inne<br>jakieś, dłuższe, wykreślone jakimś osobliwym pomiarem odrębnego regulaminu <page nr=34>.<br>Gdzieś, w dusznych wazonikach mieszkań, w doniczkach kancelaryj, z wolna, listek po listku, okwita metafizyczny kwiat kalendarza. Długie tysiące przemierzonych w celi kilometrów, wyciągnięte w jedną myślową prostą, gubią się kędyś u błotnistych, zarośniętych trzciną wybrzeży rzeki Orinoko.<br>I tylko w nocy, gdy na niepisanej tarczy mistycznego regulatora zapala się, rozkazujący sugestywną wymową