z kraula na zupełnie relaksową żabkę, z odkrytą głową i swobodnym oddechem. Żona, kobieta, samica zasypia gdzieś przy wygaszonym, ale dającym jeszcze ciepło ogniu, a mąż, samiec, mężczyzna, płynie i spotyka się zanurzony między niebem a ziemią w jakiejś niezdefiniowanej, wyabstrahowanej ze skrzeczącej rzeczywistości przestrzeni z następcą apostołów, ze swoim duszpasterzem, z pasterzem naszych dusz. Gdzie dwóch lub trzech spotyka się w moje imię, ja jestem - ogarnia mnie leniwe szczęście i zdaje mi się, że przez ciemność widzę uśmiech Wujasa.<br> - Wdechowo jest - mówię trochę wbrew sobie i za chwilę żałuję tego młodzieżowego żargonu, bo wydaje mi się, że mimo uśmiechu na