czerstwym <page nr=20> śniegu poprowadziłem wydeptaną ścieżką do furtki. - Może poczekasz do południa? Rozwieziemy razem.<br>Staliśmy w otwartej furtce. Po pustej ulicy, otwartej migocącym światłem latarni, tępym krokiem spacerował żandarm w niebieskim płaszczu, pilnujący szkoły. Nad ulicą, nad światłem latarni, nad stromym dachem wtulonej w mur szopy szedł z szumem wiatr, niósł dym pociągów, gnały pierzaste obłoki, a nad wiatrem i chmurami drżało niebo głębokie jak dno ciemnego potoku. Księżyc prześwitywał przez chmury jak złoty szmat piasku.<br>Maria uśmiechnęła się czule.<br>- Wiesz dobrze, że sama rozwiozę - rzekła z wyrzutem, podając mi usta do pocałunku. Wielki, czarny kapelusz ocieniał jej twarz jak skrzydłem. Była