Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Detektyw
Nr: 5 (153)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
je Beacie przy okazji, albo sama zawiozę za tydzień do Z. Potem przyjechał mój autobus, więc wsiadłam i pojechałam. A po drodze jeszcze spokojnie przyglądałam się jadącej w przeciwnym kierunku na sygnale karetce. Boże! Gdybym wtedy wiedziała, że to do Beaty...

To nie ja!

Wydobywający się przez okno w kuchni dym zobaczyli państwo Anna i Jerzy R., mieszkający na sąsiedniej parceli. Akurat obydwoje byli w ogrodzie, strzygli żywopłot.
- Tam się pali! - krzyknęli niemal jednocześnie. Jerzy R. rzucił narzędzia i nakazując żonie natychmiastowe wezwanie straży pożarnej, puścił się biegiem do sąsiadów.
Na nic się zdało jednak dobijanie do drzwi wejściowych. Najwyraźniej nikogo
je Beacie przy okazji, albo sama zawiozę za tydzień do Z. Potem przyjechał mój autobus, więc wsiadłam i pojechałam. A po drodze jeszcze spokojnie przyglądałam się jadącej w przeciwnym kierunku na sygnale karetce. Boże! Gdybym wtedy wiedziała, że to do Beaty...&lt;/&gt;<br><br>&lt;tit&gt;&lt;q&gt;To nie ja!&lt;/&gt;&lt;/&gt;<br><br>Wydobywający się przez okno w kuchni dym zobaczyli państwo Anna i Jerzy R., mieszkający na sąsiedniej parceli. Akurat obydwoje byli w ogrodzie, strzygli żywopłot.<br>&lt;q&gt;- Tam się pali!&lt;/&gt; - krzyknęli niemal jednocześnie. Jerzy R. rzucił narzędzia i nakazując żonie natychmiastowe wezwanie straży pożarnej, puścił się biegiem do sąsiadów.<br>Na nic się zdało jednak dobijanie do drzwi wejściowych. Najwyraźniej nikogo
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego