na festyn.<br> Wysztafirowany, z czupryną mokrą po kąpieli, wszedłem pod sad, żeby się przyczesać i przeglądnąć w lustrze pozostawionym w koronie jabłoni.<br> W mojej twarzy, zdziwionej nieustannie, widocznie pamiętającej jeszcze z dzieciństwa pasące się na błoniu krowy przerzucające rogami coraz dalej za las słońce, gęsi skubiące w rzece pozieleniały obłok, dzięcioła budzącego co rano wiecznie zaspaną starą jabłoń, czaiła się druga i trzecia twarz.<br> 0 tej pierwszej wiedziałem prawie wszystko, wyjąwszy owo zagapienie się na Chrystusa wydłubanego z kapliczki, któremu dziadek od sąsiada łatał kawałkiem deski dziurawe plecy, i sroki dawnego proboszcza, która na ludzi z przysiółka, wypasających plebańskie łąki, wołała