Typ tekstu: Prasa
Tytuł: CKM
Nr: 8
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
czasu, być może dlatego, że nigdy wcześniej nie miałem z krokodylami żadnych przejść. Miałem za to dobrych nauczycieli - Aborygenów, zbieraczy krokodylich jaj. Wielu z nich nie ma już nóg albo rąk, wielu już w ogóle nie ma, a jednak dzielny ten naród nadal zbiera te cholerne jaja. Postanowiłem być równie dzielny jak oni. Z czasem przekonałem sam siebie, że mogę wypływać łodzią do krainy krokodyli bez żadnej eskorty, ale z karabinem. Nieraz miałem okazję, żeby go użyć, na szczęście jednak nigdy do tego nie doszło. Kiedy płynę przez bagna, przypominam sobie historie tych wszystkich przewodników, zjedzonych przez krokodyle razem z ich
czasu, być może dlatego, że nigdy wcześniej nie miałem z krokodylami żadnych przejść. Miałem za to dobrych nauczycieli - Aborygenów, zbieraczy krokodylich jaj. Wielu z nich nie ma już nóg albo rąk, wielu już w ogóle nie ma, a jednak dzielny ten naród nadal zbiera te cholerne jaja. Postanowiłem być równie dzielny jak oni. Z czasem przekonałem sam siebie, że mogę wypływać łodzią do krainy krokodyli bez żadnej eskorty, ale z karabinem. Nieraz miałem okazję, żeby go użyć, na szczęście jednak nigdy do tego nie doszło. Kiedy płynę przez bagna, przypominam sobie historie tych wszystkich przewodników, zjedzonych przez krokodyle razem z ich
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego