Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
się w równiutkich plasterkach. Na brzeżkach tłusto lśniły apetyczne pomarańczowe obwódki. Doszedł do wprawy w wojennym kucharzeniu.
Róża upiła mleka, skrzywiła się. - Mleko kozie.
- Kozie, od Konstantego, przecież lubisz kozie mleko - stwierdził, wziął ćwiartkę cebuli, zjadł na czczo. Dopiero wtedy zabrał się do kartofli.
- Czy mi się tylko wydaje, ale dzisiaj nie jest tak zimno jak wczoraj - rozejrzała się, kiedy nasyciła pierwszy głód.
- W nocy dołożyłem do pieca, nim poszedłem spać, ogień trzymał do rana, dorzuciłem znowu i pali się, poza tym idzie ku ociepleniu.
- Na ile wystarczy nam drewna?
Odgarnął aktorskim gestem zmierzwione włosy, zmrużył oczy i spokojnie (tak mu
się w równiutkich plasterkach. Na brzeżkach tłusto lśniły apetyczne pomarańczowe obwódki. Doszedł do wprawy w wojennym kucharzeniu. <br>Róża upiła mleka, skrzywiła się. - Mleko kozie.<br>- Kozie, od Konstantego, przecież lubisz kozie mleko - stwierdził, wziął ćwiartkę cebuli, zjadł na czczo. Dopiero wtedy zabrał się do kartofli.<br>- Czy mi się tylko wydaje, ale dzisiaj nie jest tak zimno jak wczoraj - rozejrzała się, kiedy nasyciła pierwszy głód.<br>- W nocy dołożyłem do pieca, nim poszedłem spać, ogień trzymał do rana, dorzuciłem znowu i pali się, poza tym idzie ku ociepleniu.<br>- Na ile wystarczy nam drewna?<br>Odgarnął aktorskim gestem zmierzwione włosy, zmrużył oczy i spokojnie (tak mu
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego