kusił. - Pogadamy, zapalimy...<br>Wywlekli leżaki pod drzewo, gruby, powęźlony pień wyglądał, jakby nie wyrastał z ziemi, ale zastygł ściekając z góry, pęki napowietrznych korzeni wisiały z konarów. Stali w niby nie dokończonej klatce.<br>- Co ci to przypomina? - pokazał Nagar nieruchome liny korzeni. - Mnie po prostu stryczek.<br>- A mnie sznury na dzwonnicy. Zawsze mam ochotę targnąć za nie, zakołysać całym drzewem. Zazdrościłem kiedyś ministrantom, że uczepieni lin mogą wzlatywać nad deski podłogi, podrywani przechyłami dzwonu, i grzmieć na całą okolicę - trącał szpicem buta gruby splątany warkocz białawego korzenia.<br>- Bądź ostrożny - Nagar zmarszczył w obrzydzeniu malutką, chłopięcą twarzyczkę - ja raz spróbowałem i strząsnąłem