Ze snu, który wrzeciądze przywalił jak głazem,<br> Pleśnią i żelazem,<br>Powstał na przekór Bogu rycerz Szaławiła,<br>Bo choć go czas pognębił - taka moc w nim była.<br> Że chciał zaistnieć znowu<br> Dla łowu i połowu,<br> Dla uciech i dla burz,<br> Dla lądów i dla mórz.<br><br>Jęknął jękiem stuletnim, tęgim jak jęk dzwonu,<br> Z poza swego zgonu,<br>Otrząsnął z siebie z butą kurz, co osiadł suto,<br> Przywdział zbroję kutą,<br>Miecz przypasał do boku i spuścił przyłbicę,<br>Kopnął butem milowym bytów nawałnicę,<br> Na koń siadł bez nikogo,<br> Rumaka spiął ostrogą,<br> I pognał w mroku gwiazd,<br> Do nieznajomych miast.<br><br>Do grodów, które ongi zgładził z