może nie zawsze idealnie, ale zawsze ręką zdecydowaną i twardą, sterowaną miękkim, kochającym sercem. Wraz ze śmiercią Ojca w czerwcu 1931-go roku, tuż po mojej piątkowo-czwórkowej promocji do siódmej klasy (zdążył się jeszcze nacieszyć tą ostatnią chyba radością w jego życiu) ustała siła sprawcza i, właściwie, cel mojej edukacji szkolnej. Bo na te dobre stopnie uczyłem się przecież dla niego, a, kiedy umarł - na coraz gorsze. Bo nie bardzo już wiedziałem, komu to potrzebne. Zapasów dobrej opinii i słabnącego nawyku odrabiania zadawanych "pensów" starczyło mi jednak, by ostatnie dwa chude lata szkolne przebyć jakoś, z rozpędu po tłustych, aż