ludzie, których obserwuję, żyją podobnie jak dawni fellahowie, uzależnieni od wylewów Nilu. Nawadniają maleńkie pólka, prowadzą zaprzęgi wołów, jeżdżą na człapiących osiołkach. Tutaj czas się zatrzymał. Nawet w mieście, które użyczyło nazwy Wielkiej Tamie Assuańskiej, jest inaczej niż na bogatszej północy. Na zatłoczonych uliczkach pełno straganów. Mieszają się zapachy jedzenia, egzotycznych przypraw, kadzideł, ludzkiego potu i oślich odchodów. Kobiety zakrywają twarze, mężczyźni noszą przybrudzone długie galabije. Dziwią się, gdy robię zdjęcia. Przecież jest w Egipcie tyle pięknych zabytków, po co fotografować brudną uliczkę? Po co pokazywać biedę? Może przemawia przez nich wstyd, może duma. Pomaga dopiero wciskany w rękę bakszysz. Mała