Dziwiły się, kiwały głowami, coś za szybko to u mnie szło. Zaczęły mnie kontrolować. Wpadały znienacka, bacząc jak cała aparatura działa. Teraz sztuka polegała na tym, aby zależnie od sytuacji, w odpowiednim momencie te zdrowodajne kropeleczki przyspieszyć, a w razie zagrożenia zwolnić. <br>Oj, była to zabawa, boki zrywać, dość nawet ekscytująca, nie powiem. W każdym razie zawsze już jakieś urozmaicenie, niewinne podchody na zasadzie kto kogo. Obudziła się we mnie sportowa dusza. Raz aż przesadziłam, mało nie zgubił mnie mój perfekcjonizm. Opyliłam zawartość całej butelczyny w niecałe pół godziny i potem jak ta głupia już o "suchym pysku" musiałam odczekać przyzwoite