jak niegdyś łopatą węgiel, przerzucał tony opornych, niewesołych myśli. s<br>Późno po północy do mieszkania głównodowodzącego wojskami republiki radzieckiej Belleville, towarzysza Lecoqa, zapukano.<br>Towarzysz Lecoq odszukał po omacku na krześle przy łóżku binokle, osadził je jako tako na nosie i narzuciwszy na bieliznę żołnierski płaszcz poszedł otworzyć zapalając po drodze elektryczność.<br>- To wy, towarzyszu Laval? Co się stało?! Czy co ważnego?<br>- Przychodzę do was, towarzyszu dowodzący, w interesie. A interes mam pilny, nie osobisty, dotyczy całej komuny. Nie wytrzymałem z nim do rana. Nie gniewajcie się... - mówił miętosząc czapkę w ręku towarzysz Laval.<br>- Skądże, skądże! - zakrzątał się towarzysz Lecoq. - Wchodźcie. Jestem