Schadzka ze sobą! I nikt nie wyśledzi<br>Pieszczot, którymi, jak lgnistym snem, bredzi<br>Ciał dwoje, sobie nawzajem posłusznych...<br>Z nich jedno, chłonąc upojeń mgłę białą,<br>Własnym spojrzeniem swą nagość bezwstydzi,<br>A drugie - w lustrze - udaje, że widzi,<br>I tak omdlewa, jak gdyby widziało...<br><br>Strumieniu, piersi chłodzący mi obie!<br>Ciało omyte fal twoich wezbraniem<br>Zbywa się nagle niewiedzy o sobie<br>I siebie pierwszym ogarnia kochaniem!<br>Bo któż mnie kochać potrafi zgadliwiej,<br>Niźli - ja sama? Któż baśń o pieszczocie<br>Spełni?... Kto dłonią, zagrzebaną w złocie<br>Mych włosów, w taki lwi sen rozegrzywi<br>Tę przędzę nikłą? Kto równy mi w szale<br>Usta pokrwawi o