woli uśmiechnął się, otrzepując śnieg z ubrania, ale gdy ruszył już przez opustoszałą, zasypaną porzuconymi walizkami i skrzynkami rampę w stronę Walmannów, coś poruszyło się w ciemności nad wodą, coś tam, po lewej, za pływającym dźwigiem, zamajaczyło w pobliżu toru wodnego, jakiś kształt ciemniejszy od nieba przesunął się za latarnią falochronu, i Hanemann zrozumiał, że to któryś z holowników wraca od "Bernhoffa"...<br>Więc zeskakując z rampy, zawołał w stronę żelaznych drzwi: "Pani Walmann, szybko!", a ona, usłyszawszy jego zmieniony głos, pojęła natychmiast, że nie ma chwili do stracenia, że trzeba, ciągnąc za sobą przerażone dziewczynki, popędzając męża dźwigającego walizę i tobół