jasne reflektory, stałyśmy godzinami na chłodzie, a oni liczyli nas i liczyli - jakbyśmy były ze złota. Kiedy stan się nie zgadzał, rzucano nas na kolana i zjawiała się Gracja. Tak wszyscy ją nazywali. W mocno dopasowanym mundurze i butach z cholewami, smukła jak modelka, uczesana jak grecka bogini, z furażerką fantazyjnie nasuniętą na czoło, szła jak na pokazie mody sprężystym, rozkołysanym krokiem i smagała batem kogo popadło.<br><br>Dostawałyśmy gorącą czarną wodę, malutką czarną cegiełkę chleba i zupę, której przez pierwsze dni żadna z nas nie mogła przełknąć. Nic nie robiłyśmy, siedziałyśmy i głodowały. Najmłodsze zaczęły się buntować. Chcemy do naszych matek