do głowy. Stałem przeto przy oknie, równoważąc sytość głębokim wdychiwaniem dymu.<br>Usłyszałem szczęk automatycznego zamka. Potem trzaśnięcie, piskliwy głos gospodyni i równie cienki - gospodarza. Gospodyni przez matowe szyby moich drzwi zobaczyła światło. Wobec tego rozbierze się, wejdzie do kuchni, gdzie postawi na gazie kociołek z bigosem i, wycierając ręce w fartuch, zapuka. Kroki gospodarzy w korytarzu, potem odgłos przekręcania klucza w drzwiach ich pokoju. Wiedziałem, że gospodyni wejdzie nie czekając na moje "proszę", rozejrzy się, podniesie głowę jak węszący pies i dopiero wtedy się uśmiechnie. Nie pomogą moje tłumaczenia, że jestem zajęty. Powie: "Praca to dobra rzecz" - i wyciągnie z kieszeni