Przystąpmy do rzeczy. Szarleju. <br>* <br>Ledwo masywne, iście godne twierdzy wrzeciądze strzegomskiego karmelu zatrzasnęły się za nimi z hukiem, ledwo obaj oddalili się od wysiadujących pod bramą żebraków i proszalnych dziadów, ledwo weszli w cień przydrożnych topoli, Szarlej zaskoczył Reynevana totalnie i z kretesem. <br>Niedawny demeryt i więzień, jeszcze przed chwileczką fascynująco tajemniczy, zasępiony i dostojnie milczący, teraz ryknął nagle homeryckim śmiechem, dał jeleniego susa w górę, rzucił się na wznak w chwasty i przez chwil kilka tarzał wśród zieleni niczym źrebak, przez czas cały rycząc i śmiejąc się na przemian. Wreszcie na oczach osłupiałego Reynevana jego niedawny spowiednik machnął kozła, zerwał