którym była tu już mowa - prawdy rozumianej nie w duchu socrealistycznych sofizmatów, ale po prostu, jako zgodność z empirycznie doświadczanymi faktami. Moich ewentualnych polemistów po raz wtóry uprzejmie proszę, aby nie udawali, że nie pojmują, o czym mówię, i nie tracili czasu na przypominanie mi, że istnieje coś takiego jak fikcja literacka, nie mówiąc o fantastyce. Ja też czytałem Ingardena i Henryka Markiewicza, i wiem, że sprawa jest ontologicznie skomplikowana. Chodzi mi o proste sytuacje - takie, w których przy całym uznawaniu pisarskiego prawa do konstruowania sytuacji i postaci fikcyjnych mamy prawo powiedzieć, że postać szeleści papierem, że sytuacja jest podyktowana ideologicznym schematem