zupełnie pechowo wyzbywał się ciężko opracowanej mimiki uwodziciela. Polek śledził ten bieg wydarzeń najpierw z przykrością, potem z bólem, a w końcu z gorzką i piekącą zawiścią. Próbował zwrócić na siebie uwagę. Strzelił w ucho Zenusia, zachichotał swawolnie, rozlał nawet atrament. Lecz Wisia była nieczuła, prowadziła dalej swój oschły, bezlitosny flirt z Bocianem, który ciągle jeszcze nie tracił nadziei. Polek spadł więc na dno zupełnej depresji i z dotkliwą samoudręką począł rozważać przymioty Puciałłówny. Pogładził wzrokiem jej szare sypkie włosy, ozdobione czerwoną kokardą, bielutkie paluszki i niklowy pierścionek z szafirowym oczkiem, rozkoszował się dystynkcją marynarskiego kołnierza, wysrebrzonego cieniutkimi tasiemkami. Nawet jej