kiedy był jeszcze klerykiem, kichnął tak, że mu ocharkał ornat.<br>Pan Wildermayer cerował sobie kalesony i był tym na pozór całkowicie pochłonięty, widać jednak przysłuchiwał się opowiadaniom, bo odłożył robotę, zdjął binokle (w stalowej oprawie, fasonu staroświeckiego), splótł ręce na kolanach i odezwał się:<br>- Wszystko to nic, moi panowie. Takiego franta jak niejaki Korabkowski, znany mi przed laty, to nie widzieliście i nie zobaczycie. Ten człowiek niczym się nigdy nie przejmował i nie było sytuacji, z której nie wyszedłby lekko i cało. A wszystko przez to, że nie tracił nigdy zimnej krwi, i jak się to mówi, umiał podejść do człowieka