Typ tekstu: Książka
Autor: Ziomecki Mariusz
Tytuł: Lato nieśmiertelnych
Rok: 2002
dziadek Bronek też łagodniał po posiłku. Zaproponowałem, że pójdziemy kupić papierosy.
Dochodziła szósta rano. Kiosk był na rynku, kilkadziesiąt kroków od domu. Kioskarz, stary Chocoł, sprzedawał w nim, odkąd byłem dzieckiem. Mój towarzysz przystanął, rozglądał się, kręcił głową. Uświadomiłem sobie, że rzeczywiście budka zmieniła lokalizację. Dawniej stała na wschodnim krańcu, frontem do Nowego Miasta; jakiś czas temu, pewnie kiedy byłem w Ameryce, przeniesiono ją na południowy bok placu i ustawiono okienkiem w stronę rzeki.
Na nasz widok kioskarz cofnął się w głąb budki, skurczył, przez szybę ledwie było widać jego różową, piegowatą łysinę.
- Coś pan, panie Chocoł, taki strachliwy? - zażartowałem. - Dawaj
dziadek Bronek też łagodniał po posiłku. Zaproponowałem, że pójdziemy kupić papierosy. <br>Dochodziła szósta rano. Kiosk był na rynku, kilkadziesiąt kroków od domu. Kioskarz, stary Chocoł, sprzedawał w nim, odkąd byłem dzieckiem. Mój towarzysz przystanął, rozglądał się, kręcił głową. Uświadomiłem sobie, że rzeczywiście budka zmieniła lokalizację. Dawniej stała na wschodnim krańcu, frontem do Nowego Miasta; jakiś czas temu, pewnie kiedy byłem w Ameryce, przeniesiono ją na południowy bok placu i ustawiono okienkiem w stronę rzeki. <br>Na nasz widok kioskarz cofnął się w głąb budki, skurczył, przez szybę ledwie było widać jego różową, piegowatą łysinę. <br>- Coś pan, panie Chocoł, taki strachliwy? - zażartowałem. - Dawaj
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego