także piętrzą się dynie, prawdziwe, spowite w czarną koronkę. Kiedy Anglik skręca w swoją uliczkę, jak zawsze w zimowy dzień zatrzymuje go lodowaty podmuch znad rzeki. Czyli można uznać, że zima nadeszła miesiąc przed terminem. Podmuch taki, że zaraz tu przywieje białe kanadyjskie misie. Anglik szczęka zębami, trzaska zamkiem drzwi frontowych, chwilę mocuje się z opornym zamknięciem skrzynki na listy, wpycha rachunek telefoniczny i reklamówkę biura podróży do kieszeni kurtki i już bez pośpiechu wspina się na górę, postanawiając, że tym razem zada swoje pytanie. Zada je wprost, głośno i będzie je powtarzał tak długo, aż Carlos odpowie.<br>Anglik zatrzymuje się