Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
nas sztubakami. Pluj czerwienił się; musieliśmy go popychać, żeby do niej podszedł. Udawaliśmy uczniów szóstej klasy, nie widzieliśmy więc powodu, aby ci nędzni, krostowaci dryblasi mieli nas dystansować. Zresztą, dzięki pracy w kuźni, byliśmy dość silni, aby sobie poradzić z tymi "wymoczonymi gąbkami". Nie dopuszczali nas wprawdzie do gry w futbol, gdyż byli właścicielami piłki, ale tutaj myśmy górowali nad nimi. Brylowaliśmy inteligencją, dziewczęta zaśmiewały się z naszych dowcipów, a Muroczka wołała co pewien czas:

- Pan jest dowcipny do niemóżliwości... Niech pan przestanie, bo mnie już brzuch boli ze śmiechu.

Dryblasi zielenieli ze złości. Wania drwił z nich wyraźnie:

- Pan, zdaje
nas sztubakami. Pluj czerwienił się; musieliśmy go popychać, żeby do niej podszedł. Udawaliśmy uczniów szóstej klasy, nie widzieliśmy więc powodu, aby ci nędzni, krostowaci dryblasi mieli nas dystansować. Zresztą, dzięki pracy w kuźni, byliśmy dość silni, aby sobie poradzić z tymi "wymoczonymi gąbkami". Nie dopuszczali nas wprawdzie do gry w futbol, gdyż byli właścicielami piłki, ale tutaj myśmy górowali nad nimi. Brylowaliśmy inteligencją, dziewczęta zaśmiewały się z naszych dowcipów, a Muroczka wołała co pewien czas:<br><br>- Pan jest dowcipny do niemóżliwości... Niech pan przestanie, bo mnie już brzuch boli ze śmiechu.<br><br>Dryblasi zielenieli ze złości. Wania drwił z nich wyraźnie:<br><br>- Pan, zdaje
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego