czegoś<br>takiego, jak my, właśnie potrzebował, bo już dawno nie słyszał słowa<br>spaziren, słowa tak nieodpowiedzialnego, beztroskiego.<br> Kazał nam się ustawić, że zrobi nam zdjęcie. Nie tam. Tam. Pod tym<br>drzewem. Pod słońce. I oto stoimy z ojcem obok siebie, trzymając się za<br>ręce. Ojciec w tym jakby za dużym gabardynowym płaszczu, przygnieciony<br>jakby za dużym kapeluszem. Ja w granatowym marynarskim ubranku, w<br>marynarskiej białej czapce na głowie, w sandałkach i podkolanówkach.<br> Naturalnie nie zdawałem sobie sprawy, czym ta chwila dla mnie będzie.<br>Może nawet byłem niezadowolony, że ktoś nas zatrzymuje dla głupiej<br>fotografii. I dlatego nie mogę mieć pewności, czy