wywodu, że zen, a wszyscy biesiadnicy popychają się widelcami w kierunku kliniki gastrologicznej czy wręcz cmentarza. Po prostu mówię - dla mnie mały kawałeczek, za to dużo, dużo jarzyn. To jest prościej, elegancko, no i wygodniej. Z tej racji wybaczcie mi tę parówkę w ogromnym garnku bigosu. Zresztą, co tu dużo gadać, była wspaniała!<br> Inna rzecz. W kraju, kogoś, kto nie je mięsa, traktuje się jak chorego albo dziwaka. Nie wiadomo zresztą, co gorsze. W Stanach bardzo często przed jakimś większym przyjęciem pytano nas, czy nie jesteśmy Żydami. Początkowo bywałem zaskoczony. Dopiero później odpowiadałem po prostu: Nie, nie jesteśmy, jemy wszystkie rodzaje