niespodziewanej napaści.<br>- Ach, szelmo, chłopie!... Jak śmiesz obrażać wielmożnego prezydenta miasta stołecznego Warszawy!..<br>Jak śmiesz, łajdaku!<br>Ujrzał Wawrzon przed sobą twarz czerwoną i nabrzękła, groźnie poruszającą długimi wąsami. Twarz ta należała do wielce urzędowej, opasłej i brzuchatej figury w ciemnym mundurze z karmazynowymi wypustkami, w ogromnej czapie filcowej z błyszczącą gałką.<br>Ugięły się chłopu kolana - - O Jezu! Dyć ja nietutejszy, wielmożny panie! zawołał pokornie.<br>Lecz twarda ręka nie puszczała karku.<br>- Do ratusza, łajdaku... do ratusza! - wrzeszczała groźna figura potrząsając chłopem jak workiem kości.<br><page nr=255> - Puśćcież, wielmożny panie... nikogom tu - nie ukrzywdził, laboga!<br>- Drabie! Pana prezydenta obrażasz, i to przed samym ratuszem!... Spokojność