Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
z pana potęga!
- A rąbało się twardy las.
- No i proszę... kapitan całą gębą. Co za awans!
- Ale chudziaczek z pani się zrobił. Szczapka. Nic to. Odkarmimy. Tak się ucieszyłem, że na rękach bym panią nosił! Wiesz, Kostek, kto to jest? - zwrócił się do majora. - Najszykowniejsza panna zdaniem całego grodzieńskiego garnizonu! A pamięta pani, jak Wertyński śpiewał o puszystych, białych chryzantemach?
Patrzyli na siebie, trzymając się za ręce.
- Co z moim Michałem? Pożegnałam go dwudziestego szóstego sierpnia... Żyje?
- To żadne wieści do pani nie dotarły? Długo jeszcze była pani w Grodnie? Do kwietnia czterdziestego roku? To dziwne, miałby czas napisać. Otóż
z pana potęga!<br>- A rąbało się twardy las.<br>- No i proszę... kapitan całą gębą. Co za awans!<br>- Ale chudziaczek z pani się zrobił. Szczapka. Nic to. Odkarmimy. Tak się ucieszyłem, że na rękach bym panią nosił! Wiesz, Kostek, kto to jest? - zwrócił się do majora. - Najszykowniejsza panna zdaniem całego grodzieńskiego garnizonu! A pamięta pani, jak Wertyński śpiewał o puszystych, białych chryzantemach?<br>Patrzyli na siebie, trzymając się za ręce.<br>- Co z moim Michałem? Pożegnałam go dwudziestego szóstego sierpnia... Żyje?<br>- To żadne wieści do pani nie dotarły? Długo jeszcze była pani w Grodnie? Do kwietnia czterdziestego roku? To dziwne, miałby czas napisać. Otóż
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego