w sztuce tropienia zwierza. Z nosami przy ziemi poszły śnieżnym śladem. Tymczasem na linii padło kilka strzałów, ale na przesmykach było cicho. Szli z gajowym w głębokim śniegu, nierzadko zapadając się po kolana, spostrzegli, że tropy dużego dzika kierują się prosto na obstawione przez gości przesmyki. Młodniki stawały się coraz gęstsze, przedrzeć się przez nie można było tylko idąc tyłem, a i tak śnieg sypał się za kołnierz. Radcy wydawało się, że do linii myśliwych jest już blisko, stanął na moment i nasłuchiwał. Wcześniej rozdzielili się z Konczaninem, psy poszły ze swoim panem, radca ich już nie słyszał. Nagle, gdzieś niedaleko