sobie szlak i - oczywiście - wiódł on do Polski nie szerokim, okrężnym łukiem, ale prosto przez Włochy i Austrię do Lwowa, jedynego miasta, które naprawdę kochałem, które kocham, bo tam moje źródła...<br>i niespodzianie, bo rzadko o nim myślałem, pojawił się mój starszy brat Renek, z którym rozstałem się przed z górą trzema laty: nie wrócił ze szpitala-sanatorium w Gorkim i na próżno moja nowa rodzina, państwo Kańscy, usiłowali się dowiedzieć, co się z nim stało, do jakiego sierocińca i w jakim mieście trafił po zakończeniu kuracji,<br>i w wyobraźni wyznaczałem mu szlak, który przypominałby mój, gdyby Marusia nie wyruszyła bez