marszu z krótkimi jedynie przerwami na naloty, kiedy to legiwało się pod jakimiś krzaczkami przydrożnymi, wzdłuż miedzy, lub w stogu siana. I chociaż sytuacja tak generalna, jak i osobista, były nieciekawe, obudziłem się z zasłużonego snu najradośniej, jak mogłem sobie wyobrazić, bo zbudził mnie płynący z głośnika radia gościnnych moich gospodarzy sygnał Warszawy! Po sygnale odezwał się głos spikera "Tu Warszaw Druga...". Więc nie zniszczono nadajników! W każdym razie jeden z nich, ten mokotowski, działał. I oto z bezrobotnego wygnańca przywrócony do posady swojej, wracam do Warszawy! <br> Powrotne czterdzieści kilometrów odbyłem w nie tak licznym już towarzystwie. Przeciwnie - jako indywidualny raczej