i siła<br>wszystka spłynęła. Spojrzałem z trwogą w jego twarz. Była skurczona z<br>wysiłku, a może z bólu, którego nie mógł przemóc, żyły krwią opite wiły<br>mu się po skroniach, na czole, po szyi. Czułem jego spieczony oddech w<br>swoich ustach, a serce jego biło po całym polu, nawet w grabiach<br>słychać je było. Zrozumiałem, że mu ich nie mogę teraz oddać ani nawet<br>popuścić, sam przecież nie chciał, mocował się tylko z nimi. Ktoś więc<br>musiał je trzymać, niekoniecznie mocno, bo ich nie wyrywał, tylko się<br>mocował. Musiał się czuć przekonany, że mu ich nie chcę oddać, że tylko<br>więc