że jest darowizną, czy może stał ktoś przy nim, bo ograniczył się do cierpkiego zdania:<br>- Zmartwienie? - śmiech był podobny do czkawki. - Nie większe niż zwykle. Żona wymaga, żebym wziął się do jakiejś pracy, zaczął zarabiać. Czy pan by nie zechciał spytać kolegów z innych ambasad, wydają biuletyny, może potrzebny im grafik, rysownik? Ja nie chcę dużo, nieco więcej niż sprzątacz, a na pewno mniej niż kucharz - ironizował.<br>- Dowiem się, porozmawiam - obiecał pełen dobrej woli.<br>Nie miał jednak dużo nadziei, dyplomaci byli nieufni i każdy troszczył się o grono własnych "podrzutków'', których należało jakoś urządzić, po prostu dać im na życie.<br>Odłożył