surowymi warzywami i ponętnymi sosami, wegetariańskie kotleciki, słodycze, oblepione lukrem i kawałeczkami pomarańczowych skórek pączki, po kiego wała jadłem kolację, ktoś wzdycha, piękne kobiety dwoma palcami ujmują łodygi i maczają je w miskach z sosami, wsuwając je później w rozchylone usta, na podwórzu dają darmowe piwo, dymi szaszłykami i polędwicą grill, na eksponowanym miejscu napis zakaz zwałki na posesji, wszyscy nawzajem się obserwują. Co, nie dają tu wódki? Muszę się dzisiaj solidnie nasmarować, mówi do mnie znajomy uśmiechając się głupkowato i poklepując protekcjonalnie po ramieniu. Tutaj wszyscy są dla siebie niezwykle protekcjonalni. W sobotę robimy imprezę, mówi Runio, gdy wreszcie za