literacka w ciągu sześciu lat (1934-1939) ograniczyła się do jednego szczupłego tomiku wierszy pt. "Dobranoc... dobranoc...". Zajmował się innymi sprawami, raczej oddalonymi od zainteresowań pisarskich. Pamiętam, że gdy Domińskiego ktoś zagadnął o przybysza z Chełma, odpowiedź brzmiała zazwyczaj następująco: "Dobranoc, dobranoc, do widzenia, znam inne tematy...".<br>Swego rodzaju opiekunem gromadki z Dobrej stał się od pierwszej chwili Józef Czechowicz. Ze Smulikowskiego, gdzie w gmachu Związku Nauczycieli miał swoje mieszkanie, było do nas dosłownie sto kroków. Nie ma racji ani Jan Śpiewak, który napisał że "do wspólnego pokoju Czechowicz nigdy prawie nie zaglądał", ani Roman Rosiak, gdy twierdzi, iż "był on