wieczornej słychać było pykanie jego fajeczki. Lucjan, przyjemnie znużony, rozpamiętywał szczegóły dnia. Za oknami, padając na szyby, szemrały płatki śniegu. Upłynęła godzina. Do pokoju wpadł Zygmunt z okrzykami:<br>- Wyjeżdżam, wyjeżdżam! Już, gotowe! Jutro po południu. Sekretarz pana wojewody, nie byle co. Skończy się wreszcie ta cała komedia z łażeniem bez grosza. Do diabła, jestem doprawdy zadowolony.<br>I usiadł z rozjaśnioną miną, wykrzykując co chwila.<br>Dziadzia podniósł się i począł wypytywać Zygmunta o szczegóły. Lucjan rzucił ze swego łóżka:<br>- Panna Leopard prosiła, abyś do niej zadzwonił. <page nr=87><br>- A to dobre. Skądże ty ją znasz?<br>- Oho, dawno już. Tylko milczałem, miałem coś w tym