nie myślałam...<br>- Jedź. Późno już.<br>- Ani wczoraj, ani w nocy... Spalił się z naszego powodu, a ja nawet jeden raz...<br>- Jedź - powiedział stanowczo i łagodnie zarazem. - Widać było mu pisane. Dogonił go ten pożar...<br>***<br>Zygmunt Schabek nie lubił Petrochemii. Ta dawna, jeszcze komunistyczna, zabrała mu kawał ziemi, płacąc jakieś śmieszne grosze. Jego rośliny faszerowała kwaśnymi deszczami, a młodszemu z synów zafundowała raka, na którego leczenie były dyrektor zakładów, a późniejszy administrator płockiego szpitala poskąpił środków do tego stopnia, że chłopak zmarł przed trzydziestką. Szwagra zarząd Petrochemii posłał na wcześniejszą emeryturę, pozbawiając prywatyzacyjnych konfitur, a siostrzeniec miesiąc temu znalazł się na liście