ramiona pośrodku topolowej alei. Był to rosły, dorodny mężczyzna o jasnej, dawno nie strzyżonej głowie. Prawie długie włosy przyprószył śnieg, szklane oczy zakrzepłe w zdumieniu wbijał w niski pułap nieba. Seria przeszyła mu brzuch, który zmienił się w krwawą miazgę. Nie uszkodzony motocykl podnosili już chłopi. Przy maszynie zebrała się grupka wyrostków, inni otoczyli trupa, oglądali go, czyniąc głośne uwagi. Kobiety z dziećmi na rękach zaglądały ciekawie w twarz zabitego. Fornale rozprawiali, kłócili się o sposób zabezpieczenia motoru. Może rozebrać go na części? Schować po kawałku, bo tamci mogą wrócić, upomnieć się, zresztą i dla Rusków to łakoma rzecz. Komu jednakże