gwoździem, z tlącymi się wewnątrz grudkami <orig>kiziaku</>, to był ich własny, polski wynalazek. I przyjął się w mig. Ale i tak wracali pokąsani niemiłosiernie. Jurka, odkąd pamiętał, całą wiosnę, lato i jesień swędziała skóra, najgorzej nocą. Napełniwszy worki <orig>kiziakiem</> - najlepszy był stary, suchy, nadziany mrówkami - dźwigali ciężar do sioła, aż grzbiet trzeszczał. W ten sposób dzień w dzień gromadzili opał na zimę...<br>Mimo mżawki <orig>kiziak</> rozżarzył się pod czajnikiem na dobre i teraz trzeba było tylko uważnie podkładać, łamiąc go na kawałki.<br>- Zimno!... Mokro!... - skarżył się Mariuszek. Przykucnął na tobołku i trząsł się. Deszcz zlepił jego kędzierzawe włosy. Wyglądał jak zziębnięty