Wysiadamy z tramwaju. Piąta rano to nie jest najlepszy czas na robienie włamania, ale nie mam wyboru. Wchodzimy do klatki schodowej, mija nas dziewczyna z małym, rozszczekanym pieskiem. Piotr zatrzymuje się przy drzwiach, zapala małą latarkę, świeci nią do dziurki od klucza, wyjmuje kawałek drutu, chwilę w niej grzebie. Grzebie, grzebie, grzebie i nic.<br>- Co jest? - pytam zniecierpliwiony.<br><page nr=161> - No, on zawsze tak robił.<br>- Kto?<br>- Piotr.<br>- To ty nie jesteś Piotr?<br>- Jestem, ale to on otwierał, ja stałem na <orig>filunku</>, mały jestem, to uważam, by nikt nie przyszedł, jak robimy...<br>Mam go chęć udusić gołymi rękoma. Nie otworzył polskiego zamka, a został