i pytała: <br>- Władyś, jakże będę umierać, kiedy nie żyłam ja wcale? <br>10 <br>Od wieczoru w Ostii minęło kilka lat, w ciągu których Władysław wyzwolił się od Róży. Swoje z nią rozrachunki zamknął w Rzymie znakiem równości, dalsze świadczenia na jej rzecz traktował jak wspaniałomyślne naddatki. Za poezję nieszczęśliwego dzieciństwa, za gust do trudnego życia i samodzielnej myśli, za muzykę - skwitował ją nerwicą Jadwigi, podróżą włoską, komplikacjami we własnej karierze. Wszystko na pozór zostało po dawnemu. Matka odwiedzała Władysławów także i na następnej ich placówce - w Królewcu. Jak dawniej, trwała obfita korespondencja, zdarzały się wspólne święta, uroczyste wizyty syna i w rodzicielskim