łez.<br><br>Słońce miało się ku zachodowi, z beczki ubyło <br>ledwo trochę, do pierwszej obręczy, a mężczyźni <br>już odważnie i uczciwie ustawiali świat, <br>tasowali rządy, przywódców i wprowadzali <br>zasady tam, gdzie ich nie było.<br><br>Dzieci wdrapały się na dach garażu, skąd miały <br>punkt obserwacyjny, i słyszały wszystko, <br>o czym mówiono.<br><br>Nagle gwar podwórka wtopił się w silne głosy przybliżające <br>się od strony ulicy. Wrócili tramwajarze. <br>Kolorowe suknie kobiet i ubrania dzieci <br>przemieszały się z granatowymi mundurami.<br><br>Krzyki radości, płacze, pytania i odpowiedzi <br>latały nad podwórkiem-studnią, zamiast ptaków <br>siedzących spokojnie na drzwiach i balkonach jak <br>na widowni amfiteatru.<br><br>- Żreć mi się chce