bardzo użyźniały podłoże. W pewnej chwili las się skończył, Ewelina wyjechała na otwartą przestrzeń porośniętą kępami krzewów, gdzieniegdzie tylko widać było samotne drzewo. Teren był pagórkowaty, za jednym z takich pagórków odkryła starą, nieczynną cegielnię. Zsiadła z konia i obchodziła to miejsce jak jakieś pogańskie sanktuarium. Kiedyś pewnie było tu gwarno, uwijali się ludzie, a po wąskich torach jechały w tę i z powrotem wagoniki, które teraz przedstawiały smutny widok, były pordzewiałe, jak większość porzuconych tu maszyn. Wyrobiska porosły zielskiem, stała w nich woda. A gdyby tak to ożywić, pomyślała. Była gotowa wszystkim się zająć. Tadeusz jednak ostudził jej zapały. Powiedział