Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
jak w filmie. Podnoszę bambus, wychylam się. Bęc - fał zaczepiony. Uf! Jestem nie dłużej jak trzy minuty w ławeczkach, a wszystko już gotowe. Doskonale, bo nie wytrzymałbym tu dłużej. Męka, ból niesamowity. Boli wszystko: stopy cięte sznurami, poobijane cielsko, stłuczone ręce. Zmora!
Nagle myśl urwisowska czy olśniewająca: Spróbuj rozplątać teraz hak, nie wypadnie z chwytu. Rozplącz wszystko i zjedź z fałem w garści.
Pierwszy obrót. OK. Jestem w połowie drugiego, przerzucając właśnie bambus wokół masztu, gdy fał drga i wypruty bambus leci niesiony przez wiatr hen, za burtę.
Nie mam już sił na nic. Nawet na zlezienie na dół. Patrzę, jak
jak w filmie. Podnoszę bambus, wychylam się. Bęc - fał zaczepiony. Uf! Jestem nie dłużej jak trzy minuty w ławeczkach, a wszystko już gotowe. Doskonale, bo nie wytrzymałbym tu dłużej. Męka, ból niesamowity. Boli wszystko: stopy cięte sznurami, poobijane cielsko, stłuczone ręce. Zmora!<br> Nagle myśl urwisowska czy olśniewająca: Spróbuj rozplątać teraz hak, nie wypadnie z chwytu. Rozplącz wszystko i zjedź z fałem w garści.<br> Pierwszy obrót. OK. Jestem w połowie drugiego, przerzucając właśnie bambus wokół masztu, gdy fał drga i wypruty bambus leci niesiony przez wiatr hen, za burtę.<br> Nie mam już sił na nic. Nawet na zlezienie na dół. Patrzę, jak
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego