puszce. Trzymaliśmy się, czego się tylko dało. Koi, słupków podpierających pokład, listew na ścianach, siebie nawzajem... Przysięgałem sobie, że jeśli wyjdę z tego cało, nigdy już nie wsiądę na żaden statek. Nie postawię stopy na łódce, nawet jeśli woda byłaby równa jak stół, bez jednej falki. <br>W pewnej chwili Stalowy i Koniec poderwali głowy.<br>"Nie mamy już masztu...!" - przekazał Stworzyciel ze zgrozą.<br>W następnym momencie kadłubem targnął potworny wstrząs, jakby morska bestia rozrywała statek pazurami. Brzeg koi wyślizgnął mi się z rąk. Wszystko stanęło dęba. Podłoga uciekła spod nóg, wyrżnąłem głową o powałę, a potem rąbnąłem całym ciężarem na deski, wraz z