by rozmawiała ze mną - w taki sposób, na przykład, jak srebrnowłosa Marianna: przyjaźnie, ironicznie, przekomarzając się z wdziękiem. Już to by mi wiele dawało. Bo czując z jej strony sympatię lub choćby nawet przekorne ale zainteresowanie, z pewnością (jak znam siebie) nie żałowałbym trudu, by popisywać się przed nią i imponować jej, a to, z natury rzeczy, byłoby jakimś treningiem i czynnikiem postępu.<br>Dlaczego nie zależało jej na tym? Dlaczego nic nie robiła, aby mieć ze mnie - więcej? Dlaczego nic nie robiła, aby mieć w ogóle coś? Przecież owo "świadectwo dydaktycznych osiągnięć" w istocie spadło jej z nieba! Nie uczyniła niczego