i wieczór, zawsze zsyłał jakiegoś anioła stróża. Objawiał się różnie. Miał niewyczerpany arsenał środków. Raz był kolesiem, który bez pukania właził do pokoiku na prywatce, gdy rozwijałem już mój bajer, kiedy indziej był nagłymi kłopotami żołądkowymi, powodującymi, że zgięty wpół nad umywalką dochodziłem i osiągałem rozkosz - wypróżnienia się. A jeszcze innym razem anioły stosowały bardziej radykalne formy leczenia mnie ze zdradzieckich pomysłów.<br><br>Wspomnienia z florenckiej wyprawy, przywoływane przez fotografie, to przede wszystkim światło. Światło na jej twarzy. Łagodne, miękkie, wygładzające wszelkie nierówności i czyniące ją szczęśliwą i wypoczętą. Patrząc na zdjęcia, nikt nie przypisałby Małgosi trzydziestu siedmiu lat i pięciorga dzieci. Rozświetlona